Strona główna Social & Media Syndrom branżowego zaślepienia

Syndrom branżowego zaślepienia

2
Syndrom branżowego zaślepienia

Pamiętam bardzo dobrze, jak w PRL-u po ulicach Warszawy jeździły furmanki. Jako młody gówniarz zawsze się zastanawiałem, po co koniom takie czarne łatki przy oczach. Dziś furmanek na ulicach dużych miast nie widuję. Ale klapki na oczach? Jak najbardziej!

O start-up’ach pisałem rok temu tutaj. I dopóki nie nastąpi przełom, słów nie odwołuję. Ale temat na moim blogu powrócił jak bumerang. I to za sprawą dwóch epizodów. Niedawnej rozmowy w tzw. „środowisku” oraz komentarzy pod jednym z wpisów na facebookowym profilu Grzegorza Marczaka z Antywebu.

Ale do rzeczy. W szeroko pojętej branży (tech, social, interactive) dość powszechnie występuje syndrom zaślepienia. Coś na wzór konia z klapkami na oczach, którego perspektywa widzenia ogranicza się do bardzo ostrego kąta.

Ślepy popęd

W najprostszym wydaniu, syndrom objawia się podążaniem za tym, co modne i wylansowane przez znane nazwiska. Bez trzeźwej analizy rzecz jasna.

Paweł Tkaczyk wylansował w Polsce grywalizację, no to teraz wszystkie start-up’y próbują ślepo budować swoje strategie marketingowe w oparciu o najnowszy trend. I nie ważne, że to z punktu widzenia produktu, jego wartości i rynku się nie sprawdzi. Ważne, że jest. Bo jest trendy. C’mon, nie tędy droga.

Tak samo z każdym innym narzędziem czy usługą. Myślenie w kategoriach „bo inni mają, to my też” być może jest na rękę pewnym podmiotom – zawsze będą miały pretekst do wystawienia wyższy faktur. Bez względu na przydatność dla swojego klienta. W każdym innym przypadku to powód by sądzić, że brakuje ci zdroworozsądkowego myślenia.

Wróżbita Geek

Ale syndrom zaślepienia widać też w innych obszarach i sytuacjach. News o integracji GG z pocztą WP został skwitowany w jednoznaczny sposób. „Myślałem, że GG umarło”, „ktoś z tego jeszcze korzysta?”, itepe, itede.

Jasne, nie twierdzę, że GG jest w ofensywie. Jest w odwrocie, w okopach, pośród których wyrastają i odbierają im użytkowników nowe narzędzia i serwisy. Ale to branżowe utuczenie powoduje, że ludzie o czymś zapominają. O tym, że bycie geekiem czy prosumentem to mimo wszystko przynależność do mniejszości. Mniejszości z tych wszystkich, którzy potrafią chociaż uruchomić komputer i stukać w klawiaturę.

W lato z otwartych okien na moim osiedlu słyszę równie często odgłosy czatu na Facebooku, jaki i klasyczne dźwięki nadchodzących wiadomość na GG. Na szkoleniach które prowadzę, nie widzę przewagi posiadaczy poczty na Gmailu, czy we własnej domenie, nad tymi, którzy nadal swoje skrzynki mają na WP czy Onecie.

W byciu profesjonalistą nie może zabraknąć jednej rzeczy. Trzeźwego myślenia kategoriami ludzi, którzy są prostymi casualami. Wchodzenie w skórę osób, żyjących i myślących zupełnie odmiennie od nas nie jest proste. Ale to konieczność na drodze do sukcesu nie tylko dla wielu nowych biznesów.

2 KOMENTARZE

  1. Podobnie było z „social” (pamiętam klientów, którzy produkowali np. buty i przychodzili do agencji, żeby im „wybudować społeczność”), zakładaniem fanpage’y na Facebooku czy z obecnością na Pinterest. Narzędzia są po to, żeby ich używać… z głową 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj