Palce swędziały mnie już dobre kilka tygodni temu, żeby wysmarować na blogu tekst o Pintereście. Jednak nie o tym, czym jest i jak go używać. Ale o bzdurnych argumentach „za”, które rozprzestrzeniają tak szybko, jak HIV w latach 80. Spokojnie, dla wyważenia opinii pojawia się mój „leczniczy” głos sprzeciwu oraz grupa osób, myślących podobnie jak ja.
– Kowalski, Ty się tam lepiej znasz na tych sołszial midiach. Powiedz mi, co to jest ten nowy Pinterest?
– Nie używam, ale coś mi się obiło o uszy, że lepiej generuje ruch niż Twitter i Google+ razem wzięte.
– No to super, czemu nas tam jeszcze nie ma?
Inspiracją dla tej scenki stały się liczne dyskusje, w których brałem udział. Najbardziej bzdurne, hurra-optymistyczne argumenty „za” (w kontekście jego wykorzystania jako narzędzia w social media marketingu) padły w jednym z wątków na GoldenLine.
To nie jedyne miejsce, gdzie znajdziemy piewców Pinterestu. Ludzi, którzy ślepo łykają globalne dane zza oceanu jak Dodę z playbacku. I na dodatek nie potrafią wytłumaczyć, jak to się ma do polskiego poletka, które nadal tkwi w social mediowych okopach. Ale od początku.
Śmierć bzdurnym argumentom
Z pozoru przekonywujący, pierwszy argument obraca się wokół przewagi nad Google+ i Twitterem razem wziętych (a ostatnio nawet nad G+, YouTube i LinkedIn), jeśli chodzi o generowanie ruchu na stronach. Ja tego argumentu nie kupuję.
Po pierwsze dlatego, że duża klikalność może być naturalną cechą nowych serwisów, które notują skokowe zainteresowanie w krótkim czasie. Szczególnie od ludzi sprawdzających nowego gracza z ciekawości. Zapoznają się z serwisem i jego właściwościami, niekoniecznie faktycznie będąc zainteresowanym danym produktem. Nie musi to być (i wg mnie nie jest) stałą cechą Pinterestu, czy też wyróżnikiem na tle wspomnianych serwisów. A tym bardziej nie jest oznaką, że Pinterest przyćmi nagle YouTube’a – drugą największą wyszukiwarkę na świecie.
Po drugie, nie wiemy, jakiej jakości jest ten ruch. Czy przekierowany z Pinterestu użytkownik penetruje naszą stronę, czy od razu wychodzi? Jakość, nie jakoś.
Po trzecie w końcu, porównanie do G+, Twittera czy LinkedIn jest w kontekście polskiego poletka kompletnie nietrafione. Bo żaden z tych serwisów, jako skuteczne narzędzie social media marketingowe dla mniejszych i średnich firm, w Polsce nigdy się nie przyjął. Do czego więc my to porównujemy?
W nawiązaniu do ruchu i statystyk, do tej pory nie ma żadnych danych z kraju nad Wisłą. Przekonywanie polskich firm, globalnymi statystykami zza oceanu jest wg mnie sprzedawaniem ściemy. Obecność dużych i znanych marek na Pintereście mnie nie dziwi. Bo one mogą pozwolić sobie na pewne ryzyko, przetarcie szlaków, sprawdzenie, czy osiągają wymierne korzyści. Mają ogromne budżety, hordy speców i dobre strategie. Małych i średnich firm na to nie stać, a to one właśnie mogą w social mediach ugrać najwięcej. Co zatem Pinterest ma dla nich do zaoferowania?
Ale na tym nie koniec. Kolejny bzdurny argument wytacza Mirek Usidus. W dyskusji na GoldenLine przyrównuje Pinterest do koła.
To narzędzie, takie jak koło np. Jeśli jesteś przekonany, że koło się przyda ludziom, z którymi pracujesz, to aktywnie propagujesz koło, a nie czekasz „co z tego wyniknie”.
Jednym słowem bzdury. Pinterest na pewno nie jest rewolucją na miarę ogłaszania go współczesnym kołem. No, chyba, że uczyliśmy się różnej historii. Pinterest małym i średnim firmom jest potrzebny jak świni siodło.
I nieważne, że nie ma tam twojego targetu. Nieważne, że robi wrażenie tylko na zachodzie. Nieważne, że piewcy Pinterestu zachwycają się jedynie właściwościami i cechami serwisu (nie mówię, że jest do kitu). Nieważne też, że polskie firmy nadal tkwią z social mediowych okopach, nie mając zasobów (czas, pomysł, pieniądze) na takie rozdrobnienie działań w kilku serwisach. Ważne, że Pinterest jest fajny i nie warto czekać, czy okaże się stratą czasu i totalnym fakapem.
Przypomina mi to trochę taką toporną sprzedaż bezpośrednią na ulicy. Szukanie łosi, którzy kupią pozorną korzyść i argumenty, że to się na pewno kiedyś przyda. Bo któż inny, jak nie „doradcy”, wiedzą najlepiej, co ci jest teraz potrzebne.
Z kolei w tej samej dyskusji, Artur Roguski przekonuje, że Pinterest jest dla Pani Zosi i Pani Alicji – jednoosobowych handmadów, czyli drobnych sprzedawców odzieży, biżuterii czy wypieków. Nie twierdzę, że nie. Skoro Pinterest opiera się na emocjach płynących z obrazu (wideo i zdjęcia), to takie produkty z pewnością znalazłyby tam uznanie.
Ale to tylko teoria. Obawiam się, że w tej sugestii zabrakło wyobrażenia i znajomości polskiego rynku. Drobni sprzedawcy nie mają dziś na to zasobów. Tkwią na Allegro, walcząc ze sobą głównie cenowo, a lwią część czasu zajmuje im dziś obsługa klientów. Wielu z nich do tej pory nie było w stanie przekuć obecności na Facebooku w sukces. A co dopiero Pinterest, na którym nie znajdą dziś swojego targetu?
Obecność w tym serwisie wymaga tworzenia unikalnych, wartościowych zdjęć lub wideo. To wymaga czasu. A jeśli już coś tam wstawiliśmy, trzeba to non-stop urabiać jak chleb – wrzucać nowe, odpowiadać na komentarze, moderować profil. To są zbyt duże koszty, przy mizernych korzyściach i zasięgu, jaki mogą dziś uzyskać na Pintereście.
Facepalm miesiąca
Podsumowując, nie rozumiem hurra-optymistycznego entuzjazmu. Biorąc pod uwagę polski rynek i nieudolność firm w mediach społecznościowych, nie kupuję argumentów piewców Pinterestu czy fanatycznych early adopters. Innymi słowy: nie rozumiem tego fenomenu. Pinterest nie odegra w Polsce znaczącej roli na social mediowym poletku. A na pewno nie większej, niż Twitter czy G+, o których trudno mówić jako o konkurencji dla Facebooka.
Ale na koniec pokuszę się jeszcze o odważną tezę. Czy z Pinterestem nie jest trochę tak, jak z komunikatami prasowymi, o których pisałem na blogu w styczniu?
Czy wokół tego serwisu próbuje budować się otoczkę kolejnego narzędzia do podwyższania faktur wystawianych klientom? Tylko po to, by zrobić więcej. Nie ważne, czy dzięki temu odniesiemy wymierne korzyści. Ważne, żeby podobało się klientowi. Bo klient płaci. Fachowo to się nazywa wyjście naprzeciw „potrzebom odbiorców”.
Jeśli chodzi o dyskusje z GL i tym podobnych miejsc, to odnoszę wrażenie, iż czasem są to takie „dysputy ze szklanej wieży magów” 😉
Natomiast co do Pintertesta, to wszystkim entuzjastom owczego pędu do kolejnego e-pastwiska polecam lekturę wiekowej, ale wciąż aktualnej książki: „Focus or Die” Al-a Ries-a.
Zgadzam się Bartoszu, natomiast biorę pod uwagę, że wypowiedzi pewnych osób są w jakiś sposób reprezentatywne dla jakiejś grupy ludzi. I nie tylko tam można je znaleźć.
A moim zdaniem Pinterest w stosunku do wymienionych w artykule serwisów, przede wszystkim jest bardzo mało czasochłonny. Ruch z Pinteresta jak najbardziej można mierzyć za pomocą dostępnych darmowych narzędzi. Jakością ten ruch, np. w przypadku księgarni czy wizerunkowej strony nie różni się zasadniczo od G+, Twitter, Facebook a szkoda. Jednak, być może z powodu nowości serwisu bardzo dużo jest wejść i o to warto pograć, bo przy niewielkim zaangażowaniu można sporo ugrać. To po prostu jest tańsze niż Adsy, nawet po policzeniu tylko wejść konwertujacych. Nie popadam w wielki zachwyt nad Pintem, ale jednocześnie serwis ten na pewno wart jest uwagi, przyjrzenia się. Wymaga jednego w sumie: ekstra materiału zdjęciowego a dla wielu firm to już problem ogromny i nie do przeskoczenia.
Tomek, po części się z Tobą zgadzam. Funkcjonalności serwisu, cechy, nawet jakieś wyróżniki konkurencyjności – tak. Problem polega jednak właśnie na tym, o czym wspomniałeś w ostatnim zdaniu.
Witam
Tradycyjnie już o medium w którym aż 80% użytkowników stanowią kobiety najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni 😉
Nie rozumiem jednego – skoro coś mnie nie interesuje to o tym nie rozmawiam, skąd więc ta wrzawa, podobna do tej z Google+ i jego rychłym upadku?
Jest Pinterest? Jest. Ma swoich odbiorców? Ma. Więc po jakiego grzyba to zamieszanie? Jeżeli nie chcę z niego korzystać to nie korzystam, koniec kropka.
Pozdrawiam
Wojtek, potraktuj mój wpis jako głos tych 20% mężczyzn 🙂
Kobieta się dołącza (dziś dopiero w sieci znalazłam wpis) – Pinterest może sprzedawać. Warto pamiętać by „emocje płynące ze zdjęć i video” były linkowane do naszych stron. Pinterest zbudowany jest wokół naszych zainteresowań (interest graph) i jak będę chciała znaleźć „buty” po prostu łatwiej mi będzie przeglądnąć kilka tablic użytkowników niż kilkaset stron (i zakładek). A idąc od szczegółu to bajka jest taka, że facetom było potrzebne medium, na którym zamieszczą zrzuty ekranu z gier….
Więc chłopaki, nie oszukujcie, że nie będziecie „follow”-ać jakiegoś innego użytkownika czy tablice gdzie będą umieszczane Wasze „men stuff” 😉
to może kobieta coś powie. Ja tam lubie ten pintrest. Chodze troche po babskich blogach i już Amerykanki wiedzą co z tym zrobić to i Polki podłapią. Jak ktoś lubi np. godzinę oglądać pomysły na swoje hobby – ja lubie bardzo, zwłaszcza: ciuchy, włosy, biżuteria, fotografia artystyczna. W moim odczuciu jest to doświadczenie podobne do czytania bloga. Faktycznie firmy mogą mieć problem z tworzeniem własnego mat. foto, inne osoby ewidentnie robią po prostu kolaże z cudzych prac. Jesli ktoś ma np. cukiernie i wrzuci setki aranżacji żarcia, podobnie restauracje, prod żywności, fryzjerzy, kosetyczki, wizażyści – coś w rodzaju poradnika to myslę że może mieć sukces . Zaznaczam że jestem laikiem, socjal media to moje hobby li i jedynie
jeszcze dodam, że Polskie nastolatki mają na przykład http://www.loveit.pl/ który dość skutecznie je ogarnął i ta grupa wiekowa kobietek chyba już swój Pinterest w Polsce ma. Szczególnie mnie fascynuje jak pod postami profilu tegoż serwisu na fb jest 400 like it i 30 comments w odpowiedzi na pytania typu: „lubicie zawieszki do telefonów?”. 400 lajków…
Cześć Beato, dzięki za głos w dyskusji 🙂 O loveit.pl nie słyszałem. Chyba coraz bardziej staję się odklejony od tej grupy wiekowej 🙂
według tego raportu kobietki kochają blogi ponoć bardziej niż fb czy pin i to poprzez opinę blogerek kupują
http://www.blogher.com/frame.php?url=http://www.slideshare.net/BlogHer/2012-social-media-final-v2
ja mam 80% klientów kobiecych ( nauczycielki angielskiego, dyrektorki przedszkoli, szkół językowych), stąd kocham temat 😉
ciekawe linki 🙂 szkoda, że tak mało firm/marek potrafi (odpowiednio!) wykorzystać potencjał blogosfery.
Jestem użytkownikiem Pinterestu – ale dopiero go testuje. Bardzo zaskoczyła mnie liczba repinów gdy umieściłam jakieś zdjęcie. Dlatego chciałabym się zgodzić z tymi, który uważają, że Pintrest może być dobrym narzędziem marketingowym dla handmakerów. Pani Zosia, która robi dajmy na to kapelusze, zrobi piękne zdjęcia i umieści je na Pintreście. I w tym momencie liczba użytkowników w PL nie jest już istotna, za to ogólna liczba użytkowników ma znaczenie. Bo dla Pani Zosi nie ma znaczenia czy jej kapelusz chce kupić ktoś z PL czy z Ameryki lub Australii.
Mówisz ze nie mają na to zasobów – mógłbyś rozwinąć ten wątek, bo nie rozumiem jaki zasób jest im potrzebny oprócz w miarę dobrego aparatu.
zgadzam się z Asią w 100%, właśnie ta łatwość przekraczania barier językowych dzięki obrazowi jest w tym narzędziu fascynująca. Mnie też z racji mojego biznesu ( pomoce dydaktyczne do nauki j. angielskiego przez gry http://www.nauka-przez-zabawe.pl/) to zestawienie trochę oczy otworzyło. http://www.blendedmec.com/top-tips/pinterest-in-education
Dotychczas robiłam takie rzeczy przez yt ( total amatorskie, 1000 odsłon tyg po otagowaniu tylko w dwóch językach) i jakieś porady w newsletterze. Czyli teraz co? Robię to samo w infografikach plus moi czteroletni użytkownicy w akcji na zdjęciach ( zgoda rodziców na wizerunek mnie trochę zawsze ogranicza, na szczęście mam dosyć znajomych dzieci) i lecę z koksem 🙂
Moim zdaniem Pinterest nadaje się świetnie jako narzedzie do docierania do klientów szczególnie dla właścicieli sklepików internetowych – zdjęcie zachęcające od razu do sprzedaży – nawet na naszym polskim poletku może się przyjąć. Nawet wysmażyliśmy z tej okazji aplikację:
http://www.szpilkuj.pl – i mam nadzieję, że machina ruszy.
Twoje zdanie szanuję ale w pewnych branżach naprawdę pinterest nie ma sobie równych – szczególnie w branży produktów dla kobiet 😉
Nie wiem czy ktoś zauważył ale najprawdopodobniej Pinterest znacznie przyczyni się do popytu do fotografów produktów zwłaszcza tych lepszych fotografów, którzy dzięki dobrej fotografii zamieszczonej chociażby na Pinterest będą w stanie przyciągać większa grupę Klientów 🙂
Nie ma czegoś takiego jak uniwersalne medium społecznościowe. Każdy portal ma swoją specyfikę i to ze względu na nią powinno się oceniać czy serwis ma potencjał czy nie.
Pinterest jest moim zadaniem bardzo dobrym pomysłem na promocje niestandardowych i designerskich produktów szczególnie z kategorii moda i wyposażenie wnętrz. Które mają być promowane w grupie 25+. Oczywiście pod warunkiem że Klient ma dobre materiały graficzne wówczas bez większych nakładów finansowych można stworzyć naprawdę bardzo fajną „komunikacje” wizualną.
Jest to też jeden z najbardziej otwartych portali społecznościowych na kierowanie ruchu do innych mediów społecznościowych dzięki czemu może być traktowany jako dodatek który w tani sposób pomoże wypromować markę również na Facebook.com.
W moim uznaniu branża sztucznie pompuje popyt na Pinteresta, by mieć podstawę do wystawiania wyższych rachunków. Tak samo jak z informacjami prasowymi w Public Relations. Wiele firm siedzi w social mediowych okopach. Dla nich nawet Facebook stanowi ogromne wyzwanie, a co dopiero Pinterest? Powtarzam jeszcze raz: nakłady czasowe, znalezienie odpowiednich materiałów to jest nie do przeskoczenia dla zdecydowanej większości polskich firm. Poza tym, ja się pytam: ile tam jest użytkowników, ile repinów mają największe polskie marki tam obecne? To jest kompletnie nieopłacalne. YouTube ma podobną ilość uu co Facebook, więc dlaczego firmy nie pchają się tam, tylko na Pinteresta, gdzie na próźno szukać takiego zasięgu i liczb jak na YT?! Dla geeków to się wydaje z ich punktu widzenia nową, super opcją. Tak, ale pamiętajmy, że nie wszystkie serwisy będą posiadały potencjał na wykorzystanie marketingowe. Dlatego nadal uważam, że Pinterest w Polsce może co najwyżej odegrać taką rolę jak Twitter czy G+. Będzie serwisem dla bardzo hermetycznej, zamkniętej grupy ludzi.
Ciekawy tekst, ale dziś, po kilku miesiącach widać, że jednak Pinterest przyjmuje się w Polsce, osobiście doradzałabym sklepom internetowym zakłądania tam kont i wrzucanie dobrze wykonanych zdjęć produktów. Ten portal ma przyszłość, bo jest prosty w obsłudze (a to niezmiernie ważne), a do tego trafia w gusta kobiet, które stanowią gros e-klientów. Dla branży ecommerce obecność w Pintereście ma dużo większy sens, niż np. na youtubie, czy w g+.
Czasami dziwię się ludziom, którzy uważają się za speców od marketingu, a którzy mówią że coś działa i coś nie działa. Są firmy, również w Polsce (i to wcale nie te najwięsze koniecznie) co z powodzeniem wykorzystują potencjał portali społecznościowych, i to nie tylko FB, czy Pinterest. Mówienie o czymś, że działa, czy nie działa w przypadku Socjal Media jest bez sensu, gdyż zależy to w dużej mierze od branży, inteligencji osoby zajmującej się socjal media oraz jego doświadczenia.
Wyobraża Pan sobie, że są tacy co uważają, że w Polsce nie da się prowadzić biznesu, mimo że jest wielu co prowadzi go z powodzeniem? Tak jak w przypadku biznesu, tak skuteczny marketing w socjal media jest trudny, czasochłonny, ale nie niemożliwy :]
ja rowniez cos napisze. szczerze mowiac nie obchodzi mnie czy to jest nowy portal czy cos w tym stylu. Autorze czesc twojej wypowiedzi o wplywie na firmy i ich statystyki przelecialam pobieznie, jakos one mnie nie interesuja. Na ty calym prin cos tam nic nie ma co wczesniej bylo normalnie na googlach. zajmuje sie rekodzielem i od kad to cos powstalo nic nie moge znalesc zadnych wzorow. z google kieruja na to „cos” a tam nic tylko fotki. trzeba wchodzic z tego na rozne blogi itp zeby zobaczyc jeden schemat ktory moze akurat nie potrzebuje albo go wcale nie ma tylko znow fotka ktora widzialam na googlach i w tym „czyms” . Moze to kto tlumaczyc prawami autorskimi ale jesli cos bylo ogolno dostepne pare lat temu i wyskakiwalo bez przeszkod to raczej zablokowane nie jest. Podsumowujac stworzyli cos dzieki czemu zamiast kilka godzin musze poswiecic kilka dni na znalezienie wzoru. co juz mnie bardzo denerwuje. Tu sie jeszcze odniose to opisu statystyk firm wiele osob tak przeglada jak ja co nie oznacza ze jesli wykres ogladanych stron rekodzelniczych skoczyl w gore to trzeba otwierac takue firmy bo bedzie sprzedaz.
Pinterest to wielki kant w imię zarobku na reklamie!Twórcy wzieli pomysł z powieśsci znakomitego Rosyjskiego pisarza Mikołaja Gogola „Martwe dusze”. Wykazuje 3 – 4 razy więcej kont niż ma! Większość kont jest zawieszona pod byle pretekstem lub losowo.Po krótkim użytkowaniu konta są zawieszane i trzeba otworzyć nowe konto z nową pocztą w internecie!Pinterest i portale internetowe zarabiają na reklamie!Pinterest nie ma 10 milionów użytkowników bo większość kont jest zawieszonych!Na jednego użytkownika Pinterestu należ liczyć 3 – 4 kont z których 2 – 3 jest zawieszonych czyli „martwych”.To daje ok. 2 – 3 milionów aktywnych kont dla reklamodawcy. który myśli o 10 milionach ewentualnych obserwatorów!! Portale internetowe też korzystają na reklamie w nowych pocztach potrzebnych do otwarcia nowego konta po zawieszeni poprzedniego.Zamierzam w interniecie kolportować tą wiadomość oczekując że Pinterest poda reklamodawcom liczbę zawieszonych kont bo za to płacą.Zasady? którymi się podpiera Pinterest są niezgodne z zasadami logiki.Pojęcia są nieostre i wieloznaczne i dowolnie interpretowane! PINTEREST nie czyta waszych informacji i skarg !! Nie otrzymujecie dlatego odpowiedzi od Pinterestu tylko pytania nie zawsze mądre.
Ogólnie zgadzam się, że to niezbyt dobre narzędzie do promocji i sprzedaży w naszych polskich warunkach. Ale za to ciekawe do inspiracji. Ja tam szukam po prostu podobnych produktów – patrzę co ludzie zrobili i jak. Dzięki temu wzbogacam swoją „wiedzę techniczną”, dla własnych hobbystycznych celów.
Wkurza mnie niebywale, że własne zdjęcia albo pozyskane wrzuca się do jednego wora, choć można swobodnie prezentować na własnych stronach. Co szukam jakiejś dawnej grafiki do stron o historii miasta – zaraz wyskakuje mi pinterest – zarejestruj się, przeczytaj regulamin po angielsku, warunki korzystania i inne.. Za chwilę okaże się, że moje własne zdjęcia publikowane na moich własnych stronach już ktoś tam powrzucał i moje prawa autorskie odleciały jak sen złoty. Mało tego jeszcze kiedyś mnie ukarzą, że korzystam z ich zasobów. Oczywiście przesadzam, ale już nie takie numery były grane … Z autorem się zgadzam,l popieram i podziwiam za zapał..