Uprzedzam uczciwie i lojalnie. Ten wpis jest jak numerek nastolatków. Spontaniczny z niepohamowanym apetytem na szybki spust. Będzie klawo, hahaha… NOT!
Być może stetryczałem, może mam zbyt spięte poślady, może nawet mam coś z Kukiza, którego poziom powagi nie rozpoznaje nawet szkolnej ironii. Ale przestały mnie śmieszyć polityczne heheszki. Totalnie nie trafia do mnie przekaz Mike Life Harder, Aszdzienniki, memy i innej maści lol content.
Najpierw śmiejemy się z polityków, później oni z nas. My przez 4 tygodnie, oni przez 4 lata.
Śmiejemy się z nich, bo tak jest łatwiej. Bo na sucho nie przejdzie. Im bardziej żartujemy z polityki, tym bardziej politycy śmieją się z nas. Znacznie, znacznie dłużej i znacznie lepiej na tym wychodzą. Heheszkami wychowujemy społeczeństwo, które ma ochotę zrywać boki, a później wraca do szarej rzeczywistości i narzeka. Narzeka już poważnie. W poniedziałek po wyborach też nie będzie do śmiechu.
No bo teraz popatrz. Wyobraź sobie 3 najważniejsze dla ciebie płaszczyzny życia, a później zacznij sobie z nich żartować. Zacznę od siebie: zdrowie, kariera, rodzina. Idę do lekarza, a tam kolejka do 2017 (ha, ha, ha!). Koszty prowadzenia działalności, podatki, ZUS-y, srusy (i od razu taki banan na twarzy – płacę bo mnie stać). I jeszcze raz: hahaha… NOT! Bardzo NOT!
Ale spoko, jak się ma 20 lat, to trudno mieć zdrowotne dolegliwości czy refleksje, jak gospodarka i prawo odzwierciedla to, ile wpływa i wypływa do twojego portfela. Albo się śmiejesz, bo jesteś tak twardy, że nawet największe tsunami nie zegnie cię w kolanach. W takim razie chylę czoła i gratuluję.
Ja jednak boję się śmiać z rzeczy, których waga nie zasługuje na bezrefleksyjny chichot. Bo nie chcę, żeby poważne rzeczy śmiały się ze mnie. Od zawsze wolałem wymagać zawsze wpierw od siebie i wierzę, że to działa jak bumerang. Jeśli oczekujesz poważnego traktowania w najważniejszych dla ciebie sprawach, sam traktuj te płaszczyzny z należytą powagą i (co ważniejsze) odpowiedzialnością. Śmiech jest potrzebny, ale nie tu i teraz.
Śmiejemy się z ludzi decydujących o rzeczach, które w naszym życiu śmieszne nie są.
To jakiś kosmiczny paradoks. A może wcale tak źle nie jest, skoro z łatwością dołączamy do kabaretu poważnych spraw?