Pamiętam bardzo dobrze twoje początki. I do dziś odnoszę wrażenie, że popularność zaskoczyła ciebie do takiego stopnia, że sam nie wiedziałeś co z tym zrobić. Nie wyglądałeś na pewnego siebie.
Marek Hoffmann: Popularność zaskoczyła mnie ogromnie. Ja się tego w ogóle nie spodziewałem, bo zawsze byłem mało pewien siebie i swoich pomysłów. Może się to wydać dziwne, ale moja samoocena zawsze leżała gdzieś na ziemi. Dziś jest odwrotnie. Jak tylko mam jakiś pomysł, od razu staram się go realizować. Bo to JA go wymyśliłem, a to może już oznaczać tylko jedno – że to dobry pomysł!
Ale ty miałeś jakiś gotowy plan, strategię na Adbustera? Pomyślałeś sobie: postawię kamerkę, zacznę gadać, to nabiorę pewności siebie?
Nie, no coś Ty. Nie było żadnej strategii. Pamiętasz mój pierwszy filmik? To było o sekrecie Vizira. Filmik miał 40 sek. i nie miałem na niego żadnego planu. Jak zobaczyłem tą reklamę w telewizji, to szybko chwyciłem za kamerę, nagrałem urywek z telewizora i dodałem swój komentarz. Dziś zrobiłbym to nieco inaczej, ale koniec końców – udało się nie ze względu na formę, ale na treść. Content, bitch!
A który film najbardziej cię wylansował?
Te nieszczęsne prezerwatywy…
Chodzi o ten test, gdzie sprawdzałeś ich odporność na wystrzał korka z szampana?
Tak, ma już ponad 2 mln odsłon. Tym filmem wygrałem „million views challenge”, czyli wyzwanie jakie rzuciliśmy sobie z bratem ze trzy lata temu. Kto pierwszy zdobiędzie milion odsłon – wygrywa. Udało się, choć trochę przypadkiem.
A dlaczego „nieszczęsne”?
Ale zdajesz sobie sprawę, że dostarczasz czystą rozrywkę? A mimo to są ludzie, którzy wzięli ten test za rzetelny i wiarygodny. Do tego stopnia, że domagali się oficjalnych wyjaśnień na fan page’u Durexa.
Jasne, nigdy nie ukrywałem, że dostarczam rozrywkę. Jednak nie mogę odpowiadać za to, jak widzowie odbierają moje filmy. Choć czasami traktują je zbyt poważnie.
Nie bałeś się, że podzielisz los Piotra Ogińskiego np. za te prezerwatywy?
Po finale tej afery z Sokołowem już się nie boję…
A przed finałem, kiedy jeszcze nie wiadomo było, jak to się skończy? Nie miałeś obaw, że następny z pozwem na YouTubie będzie Adbuster?
Tak, czułem lekką obawę. Bałem się, że pozew źle się skończy dla Piotrka i dopiero zacznie się nagonka, zwłaszcza na mnie. Bo skoro można by było skazać jego, to mnie tym bardziej.
A co byś zrobił na miejscu Piotra Ogińskiego?
Należałoby zacząć od tego, że ja bym takiego filmu nie nagrał.
Załóżmy, że taki film już jest w sieci…
Niewiele mógłbym zrobić. Bo co zrobił Piotrek? Czekał na rozwiązanie sprawy. Sprawa rozwiązała się sama. Pomogli mu też inni ludzie, żeby to wszystko rozeszło się po kościach.
Mówisz, że takiego filmu byś nie nagrał. To znaczy, że zacząłeś się po tej aferze bardziej pilnować?
Nie, ja się zawsze pilnowałem i uważałem na znaczenie konkretnych słów. Miałem na studiach polonistycznych taki cykl wykładów o tym, jakich zwrotów używać, by wyrazić subiektywną opinię i nie ponosić jednocześnie prawnych konsekwencji. Jak widać taka z pozoru niepotrzebna umiejętność przydała mi się dość szybko i często ją wykorzystuję, np. stosując pytanie zamiast twierdzenia, lub po prostu do oceny dodając frazę „według mnie”. Nie zmienia to mojej oceny, a daje mi pewną tarczę antypozwową.
Ty masz tą świadomość, ale nie czujesz, że Sokołów trochę przytemperował środowisko youtuberów?
Zmieniła się trochę świadomość konsekwencji. Ale to nadal jest miecz obosieczny, bo uważam, że Sokołowowi to bardziej zaszkodziło, niż Piotrkowi.
Piotrek pewnie zyskał na tym jeszcze większą popularność…
Tak, a ja przestałem obawiać się pozwów po tym, jak się ta sprawa zakończyła. Bo wiedziałem, że inne firmy na przykładzie Sokołowa też się pewnych rzeczy nauczyły.
Że nie wolno zadzierać z blogerami i youtuberami?
Nie. Nauczyły się rozwiązywać te sprawy inaczej. Tak, jak zrobił to Durex. Elegancko i z żartem. Oni wiedzieli, że mój film jest z humorem i odpowiedzieli równie humorystycznie. Da się? Da się. Oby wszyscy załatwiali sprawy w ten sposób. Lub chociaż próbowali.
Recenzja tatara nie była raczej z humorem. Nie sądzisz, że warto byłoby umieszczać jakieś plansze z informacjami, czy to na początku, czy na końcu, że materiał ma charakter rozrywkowy, a testy i konfrontacje nie mogą stanowić wiarygodnej opinii?
Zastanawiałem się nad tym, ale nie chcę też traktować widzów jak idiotów. Oni mają to wiedzieć. Ufam im. Wrzucam swoje filmy do kategorii rozrywka i to jest jasny przekaz. Nie zamierzam się z tego tłumaczyć.
Sylwester Adam Wardęga napisał na Facebooku: „Większość polskich youtuberów z TOP20 łapie większe zasięgi niż cała polska blogosfera wzięta do kupy i pomnożona X 10. Zejdźcie na ziemię blogerzy. Czas otworzyć oczy.” Po czym dodaje komentarz: „Blogosfera jest zbyt błachym tematem by zaszczycił go film na moim kanale. To tak jakbym miał nakręcić reportaż o robaku mieszkającym w krowim placku. Post jest dla blogosfery najwyższym trofeum jakie mogę przekazać”
Zgadzasz się z nim? To jest już oficjalna wojna między youtuberami i blogerami?
Wojna? Mniej więcej taka jak między USA, a Wietnamem. Vlogerzy mają ogromną przewagę ognia, ale blogerzy trzymają się mocno w swoich tunelach i nasze helikoptery im nie straszne. Żarty na bok, uważam że żadnej wojny nie ma i nie powinno być. Zdarzają się oczywiście konflikty między vlogo- i blogosferą, ale dużo większe obserwuje się wewnątrz tych sfer, niż pomiędzy nimi… Na szczęście większość szybko jest zapominana i każdy dalej robi swoje.
Robisz swoje i jesteś już pełnoetatowym youtuberem? Udaje ci się utrzymać tylko z nagrywania filmów?
Oczywiście. Półtora roku temu zrezygnowałem ze wszystkich innych prac dochodowych i bardzo sobie tą zmianę chwalę. YouTube nie jest pracą lekką – trzeba mieć naprawdę twardą dupę. Daje jednak ogrom możliwości. Coś co kiedyś było poza zasięgiem czasowym lub finansowym, dziś jest bliżej niż kiedykolwiek. Oczywiście nie dla wszystkich i nie od razu. Wszystko trzeba wypracować.
A która z komercyjnych akcji we współpracy z marką była dla ciebie najciekawsza?
Najdłużej zapamiętam tą z Gillette – wrażenia, których nie da się zapomnieć.
Ale ten skok spadochronowy i golenie się w powietrzu było dość ryzykowne, bo mogłeś się przecież pociąć. Ustaliłeś z marką, że jak wylądujesz pokrwawiony, to będziesz to powtarzał?
Nie. Powtórka nie wchodziła w rachubę. Raz, że jeden skok to koszt rzędu 1000 zł, a dwa – miałbym robić powtórkę z twarzą ogoloną do połowy? To by się nie trzymało kupy.
Marka nie należy raczej do tych z niskim budżetem…
No tak, ale ustaliliśmy, że jak się potnę, to i tak to pokażę na filmie. A ryzyko pocięcia się, lub niedogolenia było spore. Gdybym po wylądowaniu był pokrwawiony, to golenie musiałbym powtórzyć gdzieś po tygodniu. A operacja była skomplikowana logistycznie, kosztowała mnie mnóstwo czasu. Jechałem 600 km do Rzeszowa, więc powtórki nie braliśmy pod uwagę. Gillette zaryzykował, zapraszając mnie do tej konfrontacji…
Jakie masz plany na przyszłość? Ta formuła prędzej czy później ludziom się znudzi.
Adbuster to nie jest niewyczerpalna formuła. Zauważyłem to już dawno temu. Ja to wiem, ale moi widzowie nie zawsze to rozumieją. Nie da się tak po prostu brać na widelec pierwszej lepszej reklamy, bo nie wszystkie się do tego nadają. Stąd próby nowych form i nowych treści. Kiedyś myślałem, że mam tyle reklam, że tematów starczy mi na 5 lat. No ale tych reklam w pewnym momencie zaczęło brakować. Nie ma ich aż tak dużo, żeby je co tydzień sprawdzać.
Bo dzięki Tobie zaczęli robić lepsze, bardziej wiarygodne reklamy?
[Śmiech] Nie, aż tak bym się nie zapędzał. Formuła Adbustera na pewno będzie się zmieniać i do tego będę musiał swoich widzów przyzwyczaić.
A dostawałeś jakieś wiadomości albo sygnały, że jakaś marka dzięki twoim filmom coś zmieniła w reklamie, albo poprawiła swój produkt?
Tak wprost, to nie. Ale w jednym przypadku poczułem, że miałem wpływ. Ujawniłem w reklamie Vizira, że statystka wsypywała proszek do przegródki dla płynu do płukania. Po roku zauważyłem, że tę scenę wycieli i wmontowali moment, w którym kobieta wsypywała proszek już do właściwej przegródki. Sukces Adbustera! Jakiś gość z youtuba wpłynął na wielomilionową kampanię reklamową! Zwykły gość z youtuba…