Szalenie uwielbiam wywąchiwanie nowinek i badanie reakcji moich zmysłów. Lubię mówić o sobie, że jestem takim „early bird”, który ma nieustanny pociąg do bycia pierwszym i jednym z niewielu zarazem. W miłości do nieodkrytych przyjemności, jest również miejsce na moje życiowe narkotyki. To brzmi źle, odpychająco, ale taka jest prawda. Są świetnymi dyrygentami mojego stylu życia, nie potrafię i nie chcę powiedzieć im „znudziłeś mi się”. A że ciężko się bez nich obyć? Że czasem mają negatywny wpływ? Wcale mi to nie przeszkadza. Lubię ulegać rzeczom, które napędzają każdy centymetr mojego ciała. Oto moje największe uzależnienia
Coca Cola Zero (z lodem!)
Wszystkich dieto i ekooszołomów proszę o trzymanie języka za zębami. Mocno! Coca Zero ma coś uzależniającego. Do żadnego innego napoju nie czuję we krwi takiego przywiązania. Zwykła Cola jest za słodka. Sprite, Fanta, Tonic i inne mogą nie istnieć. Ale jak zniknie Cola Zero, to do ostatniej butelki przywiążę się jak ekolodzy do drzew na Rospudzie.
Zresztą Coli Zero nie piję tylko z miłości do smaku. Coca wyznacza styl życia, jest symbolem „american dream”, jest konstrukcją tożsamości, która zawsze kojarzy mi się z młodością i natychmiastową przyjemnością w kulturze instant. Fast car, fast drink, fast seks. O yeah! I choćby nie wiem ile pieniędzy wyłożyli mi za lobbing Pepsi czy innych pseudo gówien a’la Hoop Cola czy Polo Cocta (OMFG, jak można dopuszczać do siebie tak nędzne podróbki?), Coli Zero nie zdradzam. Zresztą w Hiszpanii dzięki Coli wypiłem Jezusa, więc mogę umierać.
Old Spice w sztyfcie
Czerwonemu opakowaniu poświęciłem nawet oddzielny wpis, pt. „Jest ze mną od 15 lat i wiele razy go zdradzałem„. Old Spice jest u mnie od zawsze, pomimo wielu prób odnalezienia czegoś nowego, lepszego na codzienny komfort pod pachami. Nigdy nie znalazłem. Dobrze, że na półkach zaczęły pojawiać się inne warianty zapachów, chociaż „Oryginal” nigdy mi się nie znudził. Dwa najlepsze z nowych zapachów to Champion (stylizowany na zapach zwycięzcy) oraz Danger Zone – bardziej wyrafinowany i wyrazisty. Ten ostatni rządzi w mojej kosmetyczce, chociaż „Championa” też miałem i ciężko stwierdzić, który jest lepszy.
Słodycze
Będę pierwszym, który założy fundację broniącą malejące w oczach pola plantacji kakaowca. Serio. Każdy większy posiłek, a szczególnie obiad, muszę zakończyć dawką glukozy. Muszę. Dla zmiany smaku, dla lepszego samopoczucia. I w tej miłości nie mam sobie nic za złe, bo już dawno odkryłem, że to nie one są (przynajmniej u mnie) głównym powodem przybierania na wadze lub oporu w jej zrzucaniu. Ale nie ciągnijmy tego wątku dalej.
Długo się jednak zastanawiałem, czy nie wrzucić tu jakiegoś konkretnego produktu, który wybija się ponad wszystko. Ale to byłoby oszukiwanie siebie samego. Lubię słodycze z wyższej półki, unikając jednocześnie krajowej taniochy. Zdjęcie poniżej to moje zeszłoroczne, wakacyjne odkrycie, którego w Polsce nie ma. Toblerone o słonawym posmaku, który zawdzięcza cząstkom migdałów.
Długi, głęboki sen na dużym łóżku
Do łasucha trzeba dodać jeszcze śpiocha. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować bez długiego, porządnego snu na dużym łóżku. W domu śpię na takim o szerokości 220 cm i kiedy w hotelach przychodzi mi spać na tzw. jedynkach, to od razu wiem, że na drugi dzień będę rzucał mięsem.
Żeby zobrazować Wam, co kocham, wrzucam fotę z zeszłorocznego pobytu w Kadyksie, w hotelu Parador, z którego nikt nie chciałby wyjeżdżać. Łóżko 250 na 250 cm, w tle przeszklona wanna z możliwością zmiany koloru oświetlenia. Kiedyś tam wrócę, bo to najlepszy hotel, w jakim kiedykolwiek nocowałem (pod każdym względem!).
Internety
Ale zaskoczenie, hę? 😉 Chociaż tu akurat wiem, że są rzeczy, które skutecznie mnie potrafią od internetów odciągnąć. Seks przez internet może być ciekawy, ale jestem już na to za stary. Wolę wrzucać selfie just after sex. O uzależnieniu od seksu nie będę pisał. Wszak do ostatniej linijki tekstu niewiele osób dociera.
photo credit: escapedtowisconsin via photopin cc
Oczywiście, że po obiedzie musi być deser!!! Tak samo jak kawa bes czegoś słodkiego to juz nie ta sama kawa 😛 hahah Z łózkami mam tak samo 🙂 wykorzystuje jakies 30% powierzchni i ze mna zmieszczą sie jeszcze z 3 osoby ale co tam 😛
Aż boję się pisać o swoich uzależnieniach… 😛