Strona główna Męski styl Jest ze mną od 15 lat, ale wiele razy go zdradzałem

Jest ze mną od 15 lat, ale wiele razy go zdradzałem

5

Lubię głębokie analizy. A przy tym nie boję się wniosków, które odsłaniają moje życie. To pomaga zrozumieć i okiełznać otaczający mnie świat. Bo nie ma nic gorszego od strachu przed najbardziej wstydliwą sprawą. Ale tylko z pozoru wstydliwą, choć większość tak otwarcie o tym raczej nie mówi.

Dopadła mnie ostatnio ciekawa zagwozdka: czy jest w moim życiu jakaś marka lub produkt od zawsze? Albo chociaż od tego pierwszego razu?

I po głębszym namyśle dotarło do mnie, że znajdzie się ich przynajmniej kilka. Ale tylko jedna jest już tak długo, że aż sam się dziwię, dlaczego nadal po nią sięgam. Kiedyś tego nie rozumiałem. Dziś wiem, dlaczego tak jest i dlaczego ją wielokrotnie zdradzałem.

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego znane koncerny samochodowe dorzucają czasami w gratisie miniaturki zakupionych modeli? To dość logiczne. Prędzej oddamy dziecku, niż postawimy w hołdzie na półce. A firmom to na rękę. Bo obcowanie z marką w dzieciństwie nie jest bez znaczenia na jej postrzeganie i decyzje zakupowe w dorosłym życiu.

Podobnym sprytem w latach 90. wykazał się w Polsce Procter & Gamble. Pamiętam bardzo dobrze, jak zawitał w naszej szkole. W ostatniej klasie podstawówki dostaliśmy małe próbki dezodorantów Old Spice w sztyfcie. Wtedy to był absolutny rarytas.

Przyniosłem do domu, postawiłem na półce w łazience i pierwszy raz poczułem się jak prawdziwy mężczyzna. Nie pamiętam, czy to był mój pierwszy dezodorant, czy może któryś tam z kolei, ale za to taki, na który nie mogłem sobie pozwolić.

Nieważne. Ważne, że to był dla mnie nie tylko symbol męskości, ale czegoś dość ekskluzywnego jak na tamte czasy.

Jaki to miało wpływ, że dziś bez Old Spice’a w sztyfcie nie wyobrażam sobie dnia? Na pewno spory. Ale wróćmy do przykrej sprawy. Do wielokrotnych zdrad.

Z czasem moja świadomość konsumencka rosła. Przybywała konkurencja, więc i ja próbowałem innych produktów. Zawsze były gorsze, a ja plułem sobie w brodę. I tak parę razy.

Nic w sprayu tak dobrze nie działa. Never ever! I nie próbujcie mnie przekonać.

Inne sztyfty? A zdarzało się. Od Gillette, Nivei innych Garnierów. Najgorsze są te białe gówna. Nie dość, że zostawiają ślady na ubraniach, to jeszcze jakieś dziwne kluski się tworzą pod pachami. Chociaż i tu Old Spice raz zgrzeszył, wypuszczając biały sztyft pod marką „Alps”. Próbowałem go i tu nie różni się niczym, od innych białych gówien. Nie kupujcie go.

Z pozostałymi nie miałem problemów. Mówię o tych bezbarwnych, czy jak kto woli, niebieskawych. Zapach „Original” o dziwo jakoś mi się nigdy nie znudził. Ale dobrze, że pojawiały się też nowe.

Champion (stylizowany na zapach zwycięzcy) oraz Danger Zone – bardziej wyrafinowany i wyrazisty w zapachu. Ten ostatni rządzi w mojej kosmetyczce, chociaż „Championa” też miałem i ciężko stwierdzić, który jest lepszy.

Ale wiem jedno: nie zamieniłbym Old Spice’a w sztyfcie na żaden inny antyperspirant w tej kategorii.

I to nie jest tylko kwestia zapachów. To jest dla mnie najlepiej działający antyperspirant. Jakby w Polsce znowu zapanowała komuna, to bym pojechał na zachód i przytaszczył zapas na wiele lat 🙂

Old Spice antyperspirant w sztyfcie
Tak, to moja kosmetyczka. Najprawdziwsza w świecie, ale nie należy wyciągać pochopnych wniosków 🙂

 

5 KOMENTARZE

  1. Stary dobry Old Spice, pamiętam, u mnie też rozdawali mini wersje tego dezodorantu, była też nivea jeśli dobrze pamiętam. Sięgając wstecz pamięcią oprócz 5-10-15, pana tik taka i paru innych rzeczy pamiętam reklamy old spice whitewater – tej białej buteleczki wody po goleniu nigdy nie zapomnę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj