Strona główna Lifespiration Moje małe, codzienne romanse

Moje małe, codzienne romanse

9
Moje małe, codzienne romanse

Wyobraź sobie sytuację, że w sklepie chcesz kupić wędlinę albo ser. Ktoś musi ci to ukroić, zważyć i podać zza lady. Możesz jednak wybrać, kto to zrobi.

Po jednej stronie masz panią z chłodną twarzą, pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu i emocji, która zapakuje twoją ulubioną wędlinkę z powagą godną prezesa IPN-u. Po drugiej stoi człowiek, który opakuje to w uśmiech i jeśli wyczuje chemię między wami, to nawet zażartuje. Pytanie: kogo byś wybrał?

Stawiam Jacka Danielsa z colą, że większość wolałaby tą drugą osobę. Z jednego, prostego powodu. Lubimy sytuacje, które niosą w sobie pierwiastek emocji.

No ale co z tymi romansami?

Proza codziennego życia stawia mnie w wielu różnych sytuacjach. Często powtarzalnych, karmiących nudne przyzwyczajenia, które szybko stają się wyblakłe. Do tego stopnia, że za ich obecność obwiniasz innych ludzi. A bo się pani nie uśmiechnęła, a bo miała PMS, bla, bla, bla.

Newczyńskiego widzenie świata utuczone jest głęboką analizą, która w takich sytuacjach zawsze kończy się pytaniem. Co ja sam mogę zrobić, żeby druga osoba mogła się uśmiechnąć?

Nie pytajcie, czy to wrodzone, czy nabyte, ale umiejętność uprawiania małych, codziennych romansów to cecha, której sam sobie zazdroszczę. Serio. I tylko z pozoru brzmi to niepokojąco.

Ostatnio w sklepie, w którym bardzo często robię zakupy, do rachunków powyżej 30 zł dostawałeś jakieś tam naklejki do zbierania z bajki Rio 2. Ponieważ ta akcja trwała już z dobre 2, a może nawet 3 tygodnie, to za każdym razem panie przy kasie pytały monotonnym głosem, czy zbieram naklejki do Rio 2.

Oczywiście nie zbieram i mógłbym równie monotonnym głosem odburknąć pod nosem: „nie, nie zbieram”, dokładając kolejną cegiełkę do nudnych przyzwyczajeń zakupowych. Przy którymś tam razie pomyślałem sobie, że to idealna sytuacja, żeby sobie z paniami pożartować i poromansować, wyprzedzając ich pytania.

Najczęściej zagajałem, czy nie mają naklejek z komedii romantycznych, bo takie uwielbiam i często się przy nich wzruszam. Zaznaczałem przy tym, że niestety nie mam dzieci i nie zamierzam mieć. I w rodzinie też nikt nie ma. I w drodze do domu też pewnie żadnego dziecka nie spotkam i sąsiedzi też nie mają dzieci. 😉

Oczywiście, takie dialogi wyzwalają często konsternację i mogę przypuszczać, że część z nich uśmiechała się z wymuszonej kurtuazji względem klienta, aniżeli szczerego uśmiechu. Ale przyglądając się mimice twarzy i reakcjom, naiwnie dalej wierzę, że do nudnej czynności udało mi się wprowadzić pierwiastek frajdy.

Wchodzenie w bliższą, niebanalną interakcję z człowiekiem, którego do tej pory dobrze nie znałem, jest świetnym sposobem na zrzucenie pancerza obojętności i nudy. Identycznych sytuacji jest cała gama. O niektórych piszę na Facebooku, bo grzech się nimi dalej nie podzielić.

My często nie zdajemy sobie sprawy, jak takie proste, spontaniczne, ludzkie odruchy potrafią skutecznie zabić monotonię i wprowadzić do pozornie nudnych zachowań powiew świeżości.

To dowód na to, że zanim zaczniesz narzekać, że świat jest taki nudny, że pani się nie uśmiecha, warto wymagać od siebie innego podejścia. Bo później też łatwiej będzie tobie wymagać od innych.

Takie sytuacje leżą na ziemi i wystarczy je obudzić, sprowokować i sprawić, że ten mikroświat wokół nas jest ciekawszy, że takie małe codzienne romanse z przypadkowymi ludźmi wprowadzają i do naszego, i do ich życia wyzwalającą zaskoczenie frajdę.

Pewnie nie każdy ma takie skłonności jak ja, pewnie nie każdemu żarcik przy pakowaniu wędlinki będzie odpowiadał. Ale c’mon, jeśli zawsze będę myślał, że komuś to nie będzie odpowiadało, albo że sam czegoś nie potrafię, nigdy nie wprowadziłbym frajdy tam, gdzie mi się to udało i gdzie spotkałem się z oczekiwanymi reakcjami. Polecam.

9 KOMENTARZE

  1. Oooo to tak jak ja idąc na zakupy z tata czasami robie akcje przy kasie podbiegajac jeszcze z czyms na sam koniec: przepraszam, a to tez mi Pan jeszcze kupi?! Mina pan i pozniejszy smiech bezcenne 🙂

  2. Oh,jak istotne jest nastawienie do świata. Pracując w handlu mogłam się o tym nie raz przekonać na własnej skórze. Kiedy uśmiechałam się do klienta i on był zadowolony. Kiedy byłam wściekła, żaden klient się do mnie nie uśmiechnął.
    Pamiętam doskonale, euro2012, późny wieczór, albo wczesna noc, cała stacja (na autostradzie) zawalona Włochami, Polakami i Irlandczykami (trasa Poznań-Warszawa). Ja, zamiast się wkurzać, czy denerwować, że mamy pełno wiary do obsłużenia, tryskałam dobrym humorem i zarażałam nim współpracowników i klientów, których obsługiwałam. Pamiętam moment, kiedy to grupa Irlandczyków i Włochów robiła sobie fotkę i chcieli, żebym i ja na niej była.
    Potem koledzy i klienci tłumaczyli mi, kim jest i był Kosecki, którego obsługiwałam. 😀

    Podsumowując ten przydługi komentarz – jedno jest pewne, wspólne brechtanie jest bardzo fajne. Łączy ludzi i niewątpliwie rozjaśnia ten mroczny świat. ja żartowałam z hot dogów, których narobiłam się w życiu bardzo dużo. Nawet nie pytaj, w jaki sposób 😀

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj