Ktoś mnie niedawno zapytał, czy ja poprzez sposób myślenia o sobie nie popadam w samozachwyt. Tak, kocham siebie i akceptuję siebie! Trzeba mieć jaja, żeby to na głos publicznie powiedzieć. Bo wielu ludziom takie słowa przechodzą przez gardło jak wasabi. Toż to nie wypada na głos powiedzieć, że kocham siebie.
Często słyszę, że kochanie siebie to bycie narcyzem, egoistą, egocentrykiem, człowiekiem tak bardzo zapatrzonym w swoją zajebistość, że niewidzącym swoich wad. A co najgorsze, niewidzącym potrzeb najbliższych. Nieprawda! Darzenie siebie miłością to pełna akceptacja swojej osoby w każdym wymiarze. Nawet brutalnej prawdy o najgorszych wadach.
Nierzadko bywam krytyczny i wymagający wobec siebie. A krytyka nie jest odrzuceniem i zniszczeniem tego, co we mnie najlepsze, bo miłość to dążenie do doskonałości. Jeśli kochasz drugiego człowieka, to jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko. Jeśli kochasz siebie, to robisz wszystko, by twoje życie było zgodne z twoimi wyobrażeniami, pragnieniami, ideałami.
I tu jest idealny moment na cytat Louise Hay, pod którym podpisuje się rękoma i nogami:
„Kiedy rzeczywiście kochamy i akceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy, wszystko w życiu się udaje. To jakby dookoła wydarzały się małe cuda. Zdrowie jest lepsze, otrzymujemy więcej pieniędzy, związki emocjonalne są bardziej wartościowe, zaczynamy działać twórczo. I to wszystko dzieje się bez większego wysiłku z naszej strony.”
Ludzie na miarę mojego formatu
Dbam o siebie, dbam o swój rozwój osobisty, dbam o to, by innym ze mną było dobrze. Ale ja jestem człowiekiem dość konfliktowym, outsiderem, indywidualistą. Dlatego ludzie, którzy mnie otaczają (kimkolwiek są i jakkolwiek ich nazwę) muszą być skrojeni na miarę mojego formatu. I tak, wówczas wszyscy myślą, że zadzierasz nosa, że jesteś przemądrzały, odpychający, niesympatyczny. To brzmi okropnie, jest niepożądane, narcystyczne, ale taka jest prawda.
Przecież podejmuję takie decyzje, które będą dla mnie z założenia dobre. A jeśli najlepiej mi się pracuje z ludźmi, których sam sobie selekcjonuję, to czego mi więcej do szczęścia potrzeba? Nie wyobrażam sobie zrezygnowania z moich ideałów, z moich wartości, które w życiu wyznaję, z prawdziwego „ja”, żeby nagle ludzie zaczęli mi przypinać łatkę „sympatyczny”, „miły”, „słodki”.
Kiedy zaczynasz blogować, vlogować, być mniej lub bardziej rozpoznawalnym w swoim środowisku, to nie łapiesz do ręki gotowego scenariusza i nie grasz sztuki pod publikę. Jesteś aktorem swojego teatru, wg własnego pomysłu. Sobie sterem, sobie żaglem.
Jeśli jesteś kreatorem, liderem, nie możesz tak bardzo brać do siebie oczekiwań innych ludzi. Nic nie musisz, ale możesz lub chcesz. Nie ulegasz innym, nie uzależniasz się od ich opinii, nie dopasowujesz się do ich potrzeb. Bo to w końcu ja kreuję to, co jest wokół mnie, to, co jest na miarę mojego formatu, a nie na miarę oczekiwań większości. Sztuką jest dziś znaleźć idealny środek pomiędzy własną wizją, a potrzebami odbiorców.
Naprawdę wolę ludzi, którzy kochają siebie, niż ludzi, którzy mają kompleksy i usilnie próbują tuszować swoje niedoskonałości. I tylko po to, by przypodobać się masie. Bo w masie jest popularność, liczby, pieniądze. Kogo, my kochający siebie, mamy brać za przykład i kochać lub się inspirować, skoro dookoła są tylko tacy, którzy nigdy nie będą w stanie wspiąć się na taki poziom komunikacyjny? Ludzi, którzy są tak wąscy mentalnie jak oczy Azjatów?
Kochanie siebie nie wyklucza zmian, udoskonalenia i nie oznacza totalnego zamknięcia się na świat i życia w kapsule tlenowej. To nie narcyzm! Znam swoją wartość, wiem, na co mnie stać. W pewności siebie nie ma nic złego. Ludzie wyraziści, niepoprawni, mącący, zawsze będą budzić emocje. Zawsze. Dobre albo złe. Ale wolę budzić w części złe emocje, niż być szarą, więdnącą roślinką. Jak każda postać ma swoich zwolenników i przeciwników, tak te wyraziste mają tych drugich w przewadze o wąskich horyzontach.
Najwięcej czasu i nerwów kradną mi ludzie, których życie jest nudne i marnują czas na nieudolne próby barwienie mojego. Ale zupełnie niepotrzebnie. Bo ja mam już bardzo szczęśliwe, zajebiste, kolorowe życie. Może pora, by ci, co uznają mnie za niesympatycznego, wzięli kredki do ręki i pomalowali swoją szarość?
photo credit: Nastassia Davis [www.nastassiadavis.com] via photopin cc
Na myśl przychodzi mi oklepany do bólu frazes ” by kochać innych najpierw musisz pokochać siebie” ale to prawda 🙂 Jeśli jesteśmy w stanie zaakceptować wszystkie nasze zalety i wady również mamy większe zrozumienie dla otaczającego świata i to sprawia, że nie mamy postawy roszczeniowej jak wiele osób. Dlatego może głupio to zabrzmi ale powinniśmy mieć zrozumienie nawet dla osób które „utrudniają” nam życie. Być może nie było im dane przejść jeszcze pewnych etapów refleksji nad własnym życiem, nie miały wokół siebie osób które pokazałyby im jak to zrobić. Ja wychodzę z założenia, że nie walczę ze złem i nie wdaję się w interakcję z osobami które są dla mnie toksyczne. Staram się żyć własnym życiem i rozsiewać wokół siebie dobro…które mam nadzieję, że się kumuluję i rozprzestrzenia dalej.
„Jeśli jesteśmy w stanie zaakceptować wszystkie nasze zalety i wady również mamy większe zrozumienie dla otaczającego świata”. Absolutnie się z tym zgadzam. Sądzę, że takimi ludźmi można więcej osiągnąć, niż z tymi, którzy nie są w stanie siebie zaakceptować.
Całkiem rozsądne co piszesz. Ale jak dla mnie to nadal jest narcyzm. Z tą różnicą tylko, że świadomy. I mi nie przeszkadza jeżeli tylko potrafisz widzieć problem poza czubkiem swojego nosa i jesteś w stanie myśleć globalnie, o ludziach, którzy Cię otaczają. Nie tylko tych z Twojego formatu, ale także tych gorszych.
Świetny tekst. Bardzo zgrabnie napisany. Trochę kontrowersyjny,ale w twoim stylu. Masz zdrowe podejście do tego tematu. Jeśli nawet gdzieś pojawiają elementy narcyzmu definiowanego przez naukę, to jesteś otwarty na innych i to nie jest klasyczne zamknięcie się w sobie. Pozdrawiam 🙂
Witaj,
trafiłam na twojego bloga całkiem przypadkowo, ale już wiem, że będę tu wracała. Świetny blog, bardzo ciekawe, trafne przemyślenia. Szkoda, że tak ciężko Cie znaleźć 🙁
„Najwięcej czasu i nerwów kradną mi ludzie, których życie jest nudne i marnują czas na nieudolne próby barwienie mojego. Ale zupełnie niepotrzebnie. Bo ja mam już bardzo szczęśliwe, zajebiste, kolorowe życie. Może pora, by ci, co uznają mnie za niesympatycznego, wzięli kredki do ręki i pomalowali swoją szarość?”
I to właśnie dla większości „onych” jest nie do zniesienia. Dlatego muszą nas ometkować, zweryfikować negatywnie. Bo jak tu żyć na TAKIM tle?
Świetny tekst.
Dzięki za komentarz 🙂 Cieszę się, że ten tekst stanowi dla kogoś wartość i można się do niego odnosić, inspirować.
Wymagam zawsze od siebie najwięcej, wiec mam prawo kochać siebie 🙂
Moja szkoła! 🙂