Strona główna Food & Travel „Lubię to” nabiera innego znaczenia

„Lubię to” nabiera innego znaczenia

3
„Lubię to” nabiera innego znaczenia

Widzę „Lubię to”. Ale nie klikam. Nawet nie ma jak kliknąć. Dziwne? Nie, bo tam się głównie pije i je. Z różnymi skutkami.

Poniedziałek. Jest późny wieczór, szukam dobrej miejscówki na odrobinę chill outu z bliskimi. Wchodzimy do „Lubię to” w warszawskich Złotych Tarasach. Nigdy tam nie byłem, ale takiemu geekowi jak ja nie wypada nie wdepnąć do knajpki, której nazwa kojarzy się bardzo jednoznacznie.

Zamawiamy po jednym drinku, żeby o suchych jęzorach nie siedzieć. Melduję się na Facebooku i od razu czytam rekomendacje: „Pizza palce lizać”, „Super miejsce” i inne takie tam, co to żadnego podejrzenia na knajpkę nie rzucają. Sięgam po menu, bo w brzuchu zaczęło już burczeć. Myślę sobie: weźmy tą włoską pizzę i sprawdźmy, czy ona taka naprawdę super, jak ją na Facebooku zachwalają.

Po krótkim czasie uczta wjeżdża na talerzach. Włoska pizza w połowie wegetariańska, w połowie capriccioso – tak, jak chcieliśmy. Na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie przeciętnie. Cienka jak guma od majtek. W smaku ohydna, co potwierdza wcinająca ze mną druga osoba. Ale co tam, może to kwestia gustu? Przecież bywają lepsze i gorsze pizze, prawda? Jakoś to przełknąłem, zapiłem procentami i zapomniałem. Choć z przyjemnością to raczej wiele wspólnego nie miało.

„Przyjemności” zaczęły się dopiero na noc. Po powrocie do domu „Lubię to” nabrało dla mnie zupełnie innego znaczenia. Mój układ pokarmowy, z którym zasadniczo nie mam problemów, zbuntował się i zamiast „lubię to” powiedział: „zwracamy to”.

Bez skrupułów lubię wszem i wobec ogłaszać, co mi się podoba, a co lepiej omijać szerokim łukiem. Zatem i tym razem nie mogło być inaczej. Wróciłem na facebookową tablicę „Lubię to” i uraczyłem knajpkę swoją szczerą opinią. Krótko i dosadnie, że drinki i ceny były ok, ale pizza wyszła nie tą częścią ciała, co powinna.

Zasadniczo dawałem sobie 20 proc. szans, że tego nie skasują i potraktują całkiem poważnie. No bo ile razy ktoś kasował mój nieprzychylny im komentarz? Oj wiele razy. „Lubię to” jednak odpisało, nawet podziękowało za opinię i wyraziło chęć ponownego spotkania ze mną i rekompensaty.

Restauracja Lubię to - komentarz na Facebooku

Jaki z tego morał? Naprawdę warto mówić o swoich doświadczeniach. Nieważne, czy dobrych, czy złych. Mi wcale nie chodziło o uzyskanie rekompensaty czy teatralnych przeprosin na publicznej tablicy. Każdy z nas ma pewne wyobrażenie o swoich działaniach, a na sobie trudno wydać obiektywny wyrok. Dlatego tak ważna jest informacja zwrotna od klientów, czy obserwatorów. Jeśli ktoś nie ma świadomości, że coś jest źle, jak miałby to zmienić?

3 KOMENTARZE

    • @Rafftp,

      masz rację ;D Dojeżdżam z Poznania do Warszawy, by pracować w restauracji przy Dworcu Centralnym… Naprawdę sądzisz, że taka praca jest warta codziennych dojazdów po 300 km w jedną stronę? 😀

  1. Pamiętaj drogi Kamilu ze ktoś prawdopodobnie stracił przez Ciebie prace.. Ty napiszesz taką opinię, X osób ją przeczyta i część z nich weźmie to do siebie.. A na to takie firmy pozwolić sobie nie mogą.. Więc Ciebie przepraszają a pracownika zwalniają..

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj