Uwielbiam niespodzianki. Ale takie, jakby meteoryt spadł z nieba. Raz, że się ich kompletnie nie spodziewasz, a dwa, zaczynasz się tą nowością interesować. I taką właśnie była biżuteria męska.
– Proszę. Zaczynasz się coraz lepiej i ciekawiej ubierać. Brakuje ci dobrych dodatków. Jesteś otwartym na nowości facetem, więc na pewno ci się spodoba.
– Różowe etui? To na pewno dla mnie?
– Tak, otwórz i oceń zawartość, a nie kolor opakowania.
No co może być w różowym etui od kobiety? Kobiety, która dość dobrze mnie zna. Chyba nic nowego, ale ok, otwieram…
Bransoletka!
– Męska? – dopytuję z lekkim niedowierzaniem
– Oczywiście. Daj, założę ci, bo coś opornie idzie ci zaprzyjaźnianie się z nią…
To był istny meteoryt. Nigdy nie myślałem, że coś takiego wyląduje na moim nadgarstku. Ale lubię takie nowości. Coś, co z każdą kolejną godziną zaczyna ci się coraz bardziej podobać. Coś, co nakazuje ci sprawdzić, jak bardzo odstajesz od reszty męskiego świata.
No, może nie odstaję za bardzo, bo biżuteria męska jest stara jak świat. Nosili ją przecież nawet kilkaset lat temu. Ale wystarczył tydzień w różnych miejscach, by poczuć skrajnie odmienne spojrzenia i usłyszeć różne opinie. Zupełnie jak z t-shirtem z kominem.
Wiedziałem, że ktoś powie „A po ci takie coś? Niepotrzebny szpan” albo „Obciachowe. Już lepszy byłby zegarek.”
Nie spodziewałem się jednak, że jest grupa kobiet, która z nieskrywanym, pozytywnym zaciekawieniem potrafi uczynić z tego dłuższą rozmowę. Nie żebym im machał nadgarstkiem przez oczami. Zupełnie naturalnie zadawały pytanie, skąd pomysł na taki dodatek?
Moje zaciekawienie osiadło na razie na kilku zakątkach internetu, gdzie tworzy się i sprzedaje ręczną biżuterię męską. W kobiecych modelach można się utopić. Męskich nie jest jakoś strasznie mało, ale sytuacja wygląda podobnie jak z kosmetykami i ubraniami. Wybór nie powala.
Pomijam złote i srebrne wyroby dużych marek. Pomijam też świecidełka i łańcuchy, bo nie jestem właścicielem prowincjonalnego kantoru. Propozycje niektórych naszyjników w shomroomie to też nie moja bajka. Ale w każdym innym przypadku, czy to drewno, czy skóra, czy coś na wzór mojej niespodzianki wygląda na męskim nadgarstku stylowo, a nie obciachowo.
No, ale nie bez powodu rzucam ten temat na bloga. Jestem ciekaw waszych spostrzeżeń.
męskie bransolety – TAK, ale naszyjniki?!? o litości!!! Może i jestem staroświecka, ale Facet to ma być FACET. Dziękuję. 🙂
@Kinga, naszyjniki to tylko taka mała prowokacja do dyskusji, bo takowe też widziałem i one w mojej definicji DOZWOLONEJ męskiej biżuterii się nie mieszczą. A bransolety?
bransolety są ok, a nawet więcej niż ok 🙂 wg mnie nadają Mężczyźnie „tego czegoś” 🙂
Biżuteria męska? Jestem za. Fakt, może nie koniecznie za naszyjnikami, ale niektóre bransoletki tak. Już zupełnie bezgranicznie podobają mi się sygnety (oczywiście nie w komplecie z bransoletką). Najlepiej coś prostego, bez niepotrzebnych wzorów (niektórzy nazywają to sygnetem 'roboczym’). Nie rozumiem czemu w Polsce ciągle źle się kojarzy ten rodzaj biżuterii.