Strona główna Społeczeństwo Gasną światła, rozbłyska głupota

Gasną światła, rozbłyska głupota

6
Gasną światła, rozbłyska głupota

Jadę w piątek tramwajem. Stoję obok młodej matki z dzieckiem.

– Wiesz synku, w sobotę zgasimy światełka w domku…
– A po co?
– Żeby uratować pandę…

Już się pogodziłem, że w ostatnich dniach marca po jednej stronie okna w balona robi nas wiosna. Ale że po drugiej stronie wodę z mózgu robi WWF?

Pała z ekologii

Aż z ciekawości zajrzałem na stronę internetową akcji. Co widzę? Wyświechtane do bólu „przekaż 1%”, „kup świeczkę z okazji godziny dla Ziemi”, bla, bla, bla.

Ale jest też marketingowy chłyt: „Co roku miliony ludzi na całym świecie gaszą światło w symbolicznym geście dla Ziemi. W sobotę 23 marca o 20:30 zgaś światło i włącz się do zmian”. Globalna statystka robi wrażenie, prawda? Miliony? To ja nie mogę stać z boku. Tymczasem licznik uczestników na stronie zatrzymał się gdzieś na ok. 57 tys.

A teraz chcesz mi pewnie powiedzieć, że liczy się każda osoba? Każda wyłączona żarówka? To pozdrawiam ludzi wielkiej naiwności.

Gaszenie światła znaczy dokładnie tyle samo, co znicz olimpijski. Ma wymiar wyłącznie happeningowy, symboliczny, który nota bene może przynieść więcej złego, niż dobrego. Przestań więc wierzyć mediom, które próbują lansować tezę o oszczędzaniu energii. Nie zaoszczędzimy!

Sami organizatorzy dobrze o tym wiedzą. Tylko coś opornie idzie im transfer tej wiedzy do pustych głów polskiego społeczeństwa, które potrafi się tylko pod czymś jednorazowo podpisać, wykonując prostą czynność. Ale na drugi dzień wsiądzie do swojego samochodu, wyrzuci wszystkie śmieci w jednym worku, a do umycia dwóch szklanek zużyje 10 razy więcej wody, niż się w nich może po nalaniu zmieścić.

Ale co tam. Po karpiu robi się z tego kolejną tradycję, która nie ma sensu. Tradycję, którą się bezmyślnie powiela, nie rozumiejąc, że zgaszenie światła żadnej pandy nie uratuje. Problem polega na tym, że jednorazowy happening nie zmieni naszych nawyków. To jest kwestia naszej mentalności. Robienia czegoś na pokaz, ot tak, bo robią to inni, to i ja muszę.

A Gumisie też uratujemy?

Dziś Kinga Rusin wejdzie w szpilkach na szczyt Pałacu Kultury i Nauki. Jak już zejdzie, to zapytajcie ją, czy nagle zamiast do swojej bryki za 200 tys. zł wsiądzie na rower? Czy za tydzień na zakupy zabierze ekologiczną siatkę wielokrotnego użytku, czy wróci do chałupy z jednorazowymi reklamówkami? A może za miesiąc zaprosi jakąś ekipę dziennikarską i pokaże, że w domu zaczęła segregować śmieci?

Ona to robi wyłącznie dla własnego wizerunku. Na pokaz, a nie po to, żeby przekonać chociażby siebie i najbliższych do realnego wpływu na losy naszej planety. Dalej wierzysz w efektywności takich akcji?

Ma to sens, nie ma co! W 4 kwadranse świata nie uratujemy. Nawet jeśli wszyscy zgaszą swoje żarówki, elektrownie tego nie odczują, spalając tyle samo węgla, ile na co dzień. Ptaszki i drzewka również przejdą wokół tego obojętnie. „Godzina dla Ziemi” nie działa tak, jak ją malują. Mnie sumienie kompletnie nie rusza.

Czy światło zgasimy czy nie, nie wydłużymy egzystencji żadnej pandy nawet o ćwierć sekundy. Ani nawet Gumisiów, gdyby ktoś już bardzo naiwnie wierzył WWF.

Jeśli chcemy z uśmiechem patrzeć, jak koala pochłania liście eukaliptusa, to prędzej nauczmy naszego kanarka obsługi pilota od telewizora, psa zabawy wyłącznikiem od żyrandola, a kota zamykania laptopa (byle nie w trakcie ładowania filmiku o parzystokopytnych rogaczach). Po prostu oszczędzać energię na co dzień, nie od święta!

6 KOMENTARZE

  1. No nareszcie głos rozsądku. Wczoraj w Wiadomościach wypowiadał się naukowiec, który twierdził, że nie dość, że same światło to pikuś, jeśli w tym samym czasie w domu działa telewizor, trzy komputery, konsola, czajnik, ładowarki, router, pralka – to jeszcze jednoczesne włączenie tak dużej ilości świateł na raz pociągnie znaczeni więcej energii niż normalnie. Żadna oszczędność. Pokazówka i tyle.

  2. Istnieje nawet całkiem spore prawdopodobieństwo, że poprzez nieużywanie energii elektrycznej przez tę godzinę najzwyczajniej w świecie ją zmarnujemy.
    Elektrownia na ten czas nie przestanie wytwarzać energii elektrycznej, a nie trudno się domyślić, że jej magazynowanie do czasu, kiedy owa pani ratująca pandy zapragnie włączyć piekarnik, prostownicę do włosów i telewizor raczej nie jest możliwe.

  3. @freakreklamowy & anoriell

    dzięki za komentarze. Absolutnie się z Wami zgadzam. Nie mam przekonania, czy taka jednorazowa akcja jest w stanie zakorzenić w ludziach pewne nawyki. Wątpię, szczerze wątpię.

  4. Tuż przed tym dniem szukałam w internecie informacji, żeby udowodnić znajomym, że ta akcja jest głupia, lanserska i nic nie znacząca i co „odkryłam”? Wszelkie wiadomości o szkodliwości tej akcji były wręcz zasypane 10 metrowym błotem, tak aby nikt tego nie wykrył, wśród pierwszych 2-3 stron wyszukiwarki królowały tytuły o ratowaniu planety. To jednak jest ulga, kiedy się dowiaduję, że nie wszytskie umysły są jeszcze zniszczone mydłem dodawanym do prania naszego mózgu. Pozdrawiam

  5. Mnie nie interesuje ile pand uratuję gasząc światło i czy w ogóle uratuje. Prawdopodobnie nawet zapomnę to światło zgasić.
    Mimo wszystko wspieram akcję, ale nie akcję gaszenia światła, ale akcję zachęcającą do działań proekologicznych, którą Godzina dla Ziemi jest.
    W tym roku uświadomiłam sobie, że zostawiam nagminnie ładowarki w gniazdkach, nie segreguję śmieci. Postanowiłam ją wesprzeć, by mieć motywację do wyćwiczenia w sobie tych nawyków.
    Postanowiłam zachęcić blogerów do wsparcia akcji, deklarując organizację śniadania na trawie. Po to, by oderwać ludzi od komputerów, by pobyli blisko z naturą i zamiast w dźwięki Facebooka wsłuchali się w śpiew ptaków, we własne rozmowy. Poszukali ładnych zielonych miejsc w Warszawie, które warto pielęgnować, by służyły długo ludziom.
    Jeśli ta akcja spowoduje u kogoś jakieś proekologiczne działanie, to ma sens.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj