Równo rok temu dałem w pierwszym wpisie słowo na start. Obiecałem sobie (bo to od siebie zawsze wpierw dużo wymagam), że ten blog będzie wyrazistą substancją, ociekającą szerokimi strugami wartościowych treści.
I co? I nieskromnie przyznając – dziś czuję olbrzymią dumę. To był niewątpliwie udany dla mnie i mojego bloga rok. Ale na pewno nie rewolucyjny. Ja jestem dopiero na samym początku popularności i jak tylko mogę trzymam się z dala od trampoliny. Bo wszystko co doskonałe, dojrzewa powoli.
I tak jest z moim blogiem. Nie mam presji na szybki wystrzał, bo ja się równie szybko wtedy wypalę. Zresztą nigdy nie miałem ambicji, by ten blog był czytany przez setki tysięcy ludzi. On jest zbyt zajebisty, żeby odwiedzały go masy. Przecież ja od tej masy właśnie rok temu uciekłem. Moje artykuły pojawiały się na głównej stronie takich portalów jak Gazeta.pl czy Onet.pl. Ale mówiąc wprost – to mnie kompletnie nie kręci.
Rok temu wcale nie czułem, by blog był dla mnie czymś zupełnie nowym. Ot, taka kontynuacja moich internetowych wypocin. Z tą różnicą, że tu mogę pozwolić sobie na znacznie odważniejsze manewry w zupełnie innej konwencji. Na większym luzie, na wyznaczonych przez siebie samego regułach. No wiecie, to taka gra w otwarte karty. Bez ściemy, z mówieniem prosto w oczy.
Niestety, cena bycia sardonicznym nonkonformistą jest ogromna. Ale nigdy nie zrezygnuję z wyznawanych przeze mnie wartości. Jesteś na tyle sobą, na ile w różnych sytuacjach musisz zrezygnować z bycia prawdziwym „ja”. Im bardziej ulegasz i dopasowujesz się do otoczenia, tym mniej jesteś sobą.
Kochali i nienawidzili…
Każda wyrazista postać ma swoich zwolenników i przeciwników. Ale mówienie o tych drugich w czasie urodzin świadczyłoby o dużej dozie miłosierdzia. Nie tym razem.
Przez ostatni rok było wiele momentów, w których od wielu osób słyszałem wyjątkowe słowa pochwały. I czułem głęboko, że to nie jest nic udawanego. Ale za co, pytacie?
Za bohaterskie, nieugięte i czujne (acz bardzo cyniczne) opisywanie rzeczywistości. Co, jak łatwo zauważyć, jest pracą trudną, niewdzięczną i zagrażającą mojemu zdrowiu. Głównie psychicznemu.
To były chwile, które bardzo dobitnie dawały mi znać, że to, co robię, ma dla kogoś niemałą wartość. I za to bardzo chciałbym wszystkim z osobna podziękować. Nawet tym, którzy nie zawsze mogli się ze mną zgadzać.
Na moje zmęczone palce, stukające w klawiaturę oraz umysł, dzielnie dźwigający 3-cyfrowe IQ najlepiej zrobi mi kąpiel w jacuzzi popularności. Byłbym wobec siebie nie fair, gdybym nie wspomniał o kilku epizodach z ostatniego roku. One bardzo mocno zapadły mi w pamięci. Dlatego pozwólcie, że przeżyjemy to jeszcze raz.
Pierwszy bloger
Ten komentarz przejdzie do historii.
„Wciągnęłam się w Twoje blogowanie i vlogowanie. Moje życie ostatnio zwolniło zastraszająco, Twoje paplanie wciągnęło dzisiaj jeszcze bardziej przerażająco.. i może to nie po polsku ale najbardziej oddaje to co czuję.. Nazwę Cię ‚Moim Pierwszym Bloggerem’.. więc uważaj bo pierwszy.. jest najważniejszy;)))”
No i jak nie kochać takich ludzi? Być dla kogoś pierwszym blogerem? Bezcenne.
Paintowa miłość
Niczym niewymuszone uczucie od jednej z YouTube’owych widzek. Choć tylko paintowe, to do dziś zajmuje bardzo ważne miejsce na moim komputerowym dysku.
Prywatne wiadomości
Było ich naprawdę wiele, ale o wszystkich nie sposób tu mówić. Jedni dziękowali za teksty i wgady, inni prosili o więcej, jeszcze inni dawali znać, że czerpią z tego inspirację. Nikomu życia nie uratowałem, ani też radykalnie nie zmieniłem. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Nie miałem też żadnych propozycji matrymonialnych. I mam nadzieję, że to w następnym roku ulegnie zmianie, drogie Panie!
Ale nie przedłużając tego rocznicowego wywodu, to umówmy się tak. Ja dziś składam kolejne słowo, że przez następny rok nie zawiodę własnych ambicji i pokładanych we mnie nadziei. A Wy obiecajcie, że za rok znów przeczytacie wpis z okazji 2-letnich urodzin mojego bloga.
Życzenia w dużej ilości przyjmę rzecz jasna. Może być w komentarzach pod tą notką, może być na Facebooku, może być także osobiście. Ale jeśli milczeniem udowodnicie, że ta rocznica faktycznie mało kogo obchodzi, to i tak Wam wyślę kilogram cukierków. Czy tego chcecie, czy nie, a adresy sobie i tak jakoś znajdę 😉