Nowy typ społecznego nowotworu. Śpij mało (albo wcale) i opowiadaj wszystkim dookoła, jak bardzo jeszcze dajesz radę.
Wczoraj tylko 2 godziny. Ufff, rekord w tym tygodniu! Bo dziś tylko godzinka, a maile wysyłane o 2, 3, 4 nad ranem nakazują sądzić, że nie piszesz scenariusza do kabaretu.
Magia człowieka ciężko zapierdalającego, tytana pracy, współczesnego Syzyfa, skazanego przez siebie samego na wiekuistą tyranię. Niech inni zobaczą, jak ja ciężko pracuję. Bo to wyznacznik sukcesu.
Pracoholizm do potęgi „n” spłodził nowy podgatunek Homo sapiens. Człowieka zawsze pracującego, człowieka zajętego, człowieka nigdy niewychodzącego z roboty. Raz wszedł, wyjść nie ma po co. Praca jest kochankiem, przyjacielem, rodziną. Wszystkim.
Lepiej wyglądasz, kiedy nie wyglądasz. Sprawiasz wrażenie człowieka niezwykle zajętego, zabieganego, który rozpędził się jak chomik w kołowrotku bez wyjścia.
Wkroczyliśmy w niebezpieczny czas, kiedy o pozycji człowieka decydują godziny spędzone na śnie. Im mniej, tym lepiej.
Pogrzeb człowieka niewyspanego już wkrótce. Wstęp wolny. Dla wszystkich. Przyjdzie też urlop, wakacje i czas wolny, których nie zdążył wcześniej poznać.
Bo teraz w modzie jest pracować dla korpo i być ciągle zajetym. Zupelnie, jakby ilość godzin spędzonych w pracy była wyznacznikiem sukcesu, prestiżu i pieniędzy.
Druga sprawa jest taka, że w moim odczuciu Polacy są społeczeństwem, w którym panuje jakiś dziwny pogląd, że jak się nie zacharowujesz, to żeś jest zwykły leń. Jakby nie było nic pomiędzy.
Prawda. Chociaż ktoś zaraz mnie zapyta, a czy mi to przeszkadza? Właściwie to wcale. Serio, ani trochę. Zastanawiałem się tylko, czy nie dać tytułu „Nie mów mi, ile dziś spałeś”. Bo najbardziej irytujące jest ta nieustająca próba udowadniania, ile dziś nie spałeś.
Osobiście fascynuje mnie to, że często najbardziej zajęte osoby, są tymi, które pracują najmniej. Szczególnie w korporacjach.
Pracę powinno się mierzyć efektami, a nie czasem nad nią spędzonym. To właśnie dlatego jesteśmy jednym z najdłużej pracujących europejskich narodów i jednocześnie jednym z tych, które mają najniższe PKB.
Ale dosyć tego filozofowania, bo czas wracać do pracy 🙂
Jestem zajęty, „pracuję”, nie przeszkadzaj mi w leniuchowaniu! 😉
Trend zaczyna się już na studiach. Nie śpisz, bo uczysz się po nocy na egzamin. Oczywiście jest to kucie last minute, wcześniej nie było czasu, bo byłeś zajęty… opierdalaniem się. Ewentualnie imprezowaniem.
Także homo sapiens wciąż ewoluuje. Z opierdolicus do procoholicus ;))
A właśnie. Gdzieś się w tym wszystkim zaczyna (i słusznie) pojawiać wątek wydajności i zorganizowania. Jak często słyszę, że ktoś nie ma czasu, tak równie często myślę, że ten czas ma, tylko nie potrafi go sobie odpowiednio zorganizować.
U mnie sen po 3-6h to norma. Pracoholizm? Bynajmniej nie mimo, że często przy projektach siedzę do późnych godzin nocnych (a raczej wczesnych rannych). Tylko w nocy, kiedy nie otacza mnie zgiełk dnia jestem w stanie się skupić i pracować efektywnie. Kwestia wyboru 😉
Kwestia wyboru? W porządku. 🙂 Wolę jednak (choć chcę szukać tego co łączy, a nie dzieli) unikać takiego środowiska. Źle na mnie wpływa.